środa, 1 czerwca 2016

Rozdział III.

Weszli do Pokoju Wspólnego. Miał on kamienne ściany, na których pozawieszane na łańcuchach były zielone lampy. Oświetlenie pomieszczenie zawdzięczało również dzięki jezioru, pod którym w połowie się znajdywało - przez szyby było widać zielonkawą wodę, nadającą pokoju również ten odcień.
W salonie znajdywało się też dość sporo mebli czarno-zielonych - kanap ze skóry, foteli czy komód lub stolików, jednak przy nich już nikt nie siedział. Łatwo było się domyślić, że wszyscy znajdywali się w swoich dormitoriach. Wszyscy oprócz Draco i Rosalie oczywiście.
Dziewczyna zaczęła się rozglądać dookoła. Blondyn widząc jej roztargnienie, pociągnął ją za ramię w lewo.
Wydała z siebie cichy okrzyk z zaskoczenia, jednak przypominając sobie o tym, że panowała już cisza nocna, starała się pozostawać w milczeniu.
- Jesteśmy w części dormitorium dziewcząt - oznajmił, kiwając się nieco do przodu i do tyłu - Snape powiedział ci z kim będziesz je dzielić, prawda?
- Tak - przytaknęła, kiwając głową - z Dafne i... Pansy chyba?
- Ta - odparł - dostałaś znośne współlokatorki, możesz spać spokojnie.
- Pytanie jeszcze, gdzie mam spać - powiedziała cicho.
- A, racja - wymamrotał. - Chodź za mną.
Zaprowadził ją pod pokój na końcu korytarza i nacisnął klamkę, otwierając pomieszczenie. Ukazał się im mały pokoik, w którym znajdywały się trzy łóżka z ciemnego drewna, o zielono-białej pościeli. Na jednym z nich, leżała czarna torba, tak więc łatwo było się domyślić, że należało ono do Rosalie.
- Chyba już sobie poradzisz - szepnął, nie chcąc zbudzić dziewcząt.
- Tak... - odpowiedziała równie cicho. - Dzięki.
W odpowiedzi kiwnął głową i przekroczył próg wyjścia, przed tym, jak zamknął drzwi za sobą, odwrócił się jeszcze na chwile i rzucił na nią zmęczonym spojrzeniem.
- Dobrej nocy - bąknął, po czym zatrzasnął wrota.
Przez chwilę słyszała jeszcze kroki blondyna, zmierzające w przeciwną stronę, jednak po chwili ucichły.
Dziewczyna położyła torbę obok swojego łóżka, jedynie wyciągnęła z niej czarną koszulę nocną, a następnie skierowała się do małej łazienki, w takich samych barwach, jak reszta Slytherinu.
Przetarła sobie oczy, czerwone już ze zmęczenia. Ogółem, zazwyczaj o tej porze była jeszcze pełni sił, ale dzisiejszej nocy, wszelkie moce ją opuściły.
Umyła szybko zęby i przebrała się w długą halkę, a następnie ruszyła z powrotem do dormitorium, gdzie położyła się szybko pod pierzyną.
Leżała w łóżku, wbijając wzrok w sufit. Od lat miała problem ze snem, toteż nie liczyła zbytnio na to, że szybko zaśnie.
Myślała o minionym dniu i o ludziach, których poznała. W pewnym sensie zastanawiała się, czy dać im szansę i spróbować w jakiś sposób się zbliżyć.
- "Głupia" - pomyślała. - "Nic ci nie zrobili, a ty o razu ich skreślasz... jest z tobą aż tak źle?"
Przez całą noc nie spała. Te kilka godzin spędziła na rozmyślaniu, nic więcej.
Wstała w momencie, gdy zadzwonił budzik Dafne, tak samo jak Pansy. Jego właścicielka miała nieco problem z dobudzeniem, toteż krótkowłosa Parkinson, zaczęła ją szturchać.
Pansy była trochę niższą od Rosalie dziewczyną. Miała dość krótkie, brązowe włosy, upięte na co dzień w kitkę. Zazwyczaj miała groźny wyraz twarzy, a przynajmniej się tak wydawało Rosalie, ponieważ dziewczyna w każdej sytuacji, w jakiej ją widziała, patrzyła się na wszystkich, jakby chciała ich zabić. No dobrze... może prawie wszystkich. Jedyną osobą, do której Pansy była uśmiechnięta, to oczywiście Draco, bo jak nie inaczej.
- Dafne, wstawaj! - fuknęła dziewczyna do niej.
Blondynka się zerwała przestraszona z łóżka. Zaczęła rozglądać się po pokoju, rozbieganym wzrokiem.
- O co chodzi? - zapytała dość cicho.
- Już po siódmej! O ósmej jest śniadanie, a o dziesiątej mamy eliksiry! Snape nas zabije, jeśli się spóźnimy.
- Ano! - Dafne oprzytomniała natychmiast. Ich opiekun wzbudzał w niej trochę strachu.
Tymczasem Rosalie zdążyła się już ubrać w szatę Slytherinu i przygotować do wyjścia na śniadanie.
- To ty! - Cressy już miała wychodzić, gdy usłyszała nagle głos Pansy.
Odwróciła się na pięcie do dziewczyny.
- Ha? - wymamrotała brązowooka.
- To ty jesteś Rosalie, tak?
Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową.
- Jestem Pansy Parkinson - powiedziała.
Brązowowłosa w odpowiedzi po raz kolejny skinęła głową.
- Umiesz mówić? - zapytała zirytowana.
Rosalie, by zdenerwować ją jeszcze bardziej, kiwnęła głową ponownie.
Pansy wydała z siebie odgłos złości, a Cressy była już przekonana, że się nie polubią.
Najnowsza Ślizgonka wyszła z dormitorium i korytarzykiem dotarła do pokoju wspólnego, w którym był już Draco, z chłopakiem, którego nigdy nie widziała. Ignorując ich obecność, usiadła na fotelu i zaczęła czytać książkę, którą zabrała ze sobą z sypialni.
Blondyn razem z przyjacielem nawet jej nie zauważyli, skierowali się w stronę pokoi chłopców i tyle ich widziała.
Westchnęła. Wszyscy Ślizgoni zaczęli się schodzić do pokoju wspólnego, a następnie z niego wychodzić, więc domyśliła się, że idą na śniadanie.
Ruszyła w stronę dormitorium, by odłożyć książkę i uczepić się Dafne, idąc do wielkiej sali. W ostatniej chwili zdążyła złapać się niebieskookiej i Pansy oraz opuścić z nimi siedzibę Slytherinu.
- Rosalie, chodź - powiedziała Dafne, widząc brązowowłosą.
Dziewczyna skinęła głową i ruszyła za Greengrass. Idąc korytarzami, mijały uczniów wszystkich domów. Było ich pełno, toteż poruszanie się uliczkami było dość trudne i nie należało na pewno do najprzyjemniejszych.
Patrzyła się otępiała w swoje buty, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła. Poczuła, że na kogoś wpadła, po czym się przewróciła i po chwili siedziała na ziemi.
- Hej, nic ci nie jest? - usłyszała męski głos.
Podniosła głowę do góry i spojrzała się na kruczowłosego chłopaka, o intensywnie niebieskich oczach, schowanych za okularami. Na czole miał charakterystyczną bliznę, która upewniała ją w przekonaniu, kim był ów młodzieniec. Był ubrany w szatę Gryffindoru i wystawiał do niej dłoń, nieco przechylony do przodu.
- Harry! Nie pomagaj jej, jest ze Slytherinu! - fuknął jego rudowłosy towarzysz. Miał niebieskie oczy, a na spiczastym nosie kilka piegów. Jego ubiór stanowiła taka sama szata, jak u Pottera.
Rosalie wstała bez pomocy kruczowłosego. Wytrzepała ubrania z kurzu i spojrzała się na swoich rozmówców.
- Jestem Harry - przedstawił się, jednak nim zdążył powiedzieć nazwisko, ona się już odezwała.
- Potter - dokończyła za niego. - Znam cię, zresztą... kto by nie znał? Ten, który przetrwał. Od zawsze pamiętam te pogłoski, a więc nie zapomniałabym twojej osoby tak łatwo.
Chłopak zaśmiał się nerwowo.
- W sumie racja...
Dziewczyna stojąca za Harrym, patrzyła się na nią wrogo. Miała rude, dość długie i proste włosy.
- Hermiona Granger - fuknęła cicho, widząc, że brązowooka również skierowała na nią swój wzrok.
W ramach zapoznania, chłopak za Harrym westchnął i również się przedstawił, choć z wielką niechęcią.
- Ron Weasley.
Dziewczyna skinęła do nich głową, jakby miało to oznaczać "miło mi".
- Rosalie! - usłyszała za sobą głos Dafne. - Nie rozmawia się ze szlamami i Gryffonami!
Brązowooka odwróciła się zaskoczona do swoich współlokatorek. Nie wiedziała, że Granger należała do mugolaków, tak samo jak i nie zdawała sobie sprawy z tego, że Ślizgodni prowadzą zimną wojnę z Gryffindorem.
Westchnęła i spojrzała się na nich przepraszająco, po czym ruszyła w stronę Greengras i Parkinson. Odnosiła wrażenie, że jeśli zostałaby dłużej z Harrym, Ronem i Hermioną, Pansy próbowałaby w jakiś sposób jej dogryźć, a nie miała ochoty na powtórkę z rozrywki.
- Mówiłem ci, że wszyscy Ślizgoni zawsze tacy byli i są. Zresztą panienka z tak dobrego domu na pewno została wychowana w tej ideologii - fuknął Ron. - Uważa nas za gorszych, a to jej się należy określenie gorsze od szlamy.
Rosalie nieco się wzdrygnęła, słysząc jego słowa, jednak starała się go zignorować.
Wróciła do Dafne i Pansy ze zmęczoną twarzą. Już wiedziała, że wojna pomiędzy Slytherinem a Gryffindorem, będzie jedną z najgorszych rzeczy, która ją spotka podczas całego pobytu w Hogwarcie.
- Nie przejmuj się klasą niższą - oznajmiła z wyższością Dafne.
- Sama się prosiła - warknęła Pansy - było z nimi nie rozmawiać.
Rosalie westchnęła. Właśnie zdała sobie sprawę z tego, że najnowszym i ulubionym hobby Pansy stało się dogryzanie jej i utrudnianie życia.
Ruszyły w stronę wielkiej sali. Usiadły na tych samych miejscach, co poprzedniego dnia.
Po krótkim przywitaniu się ze strony Dumbledora, wszyscy zaczęli jeść.
Miejsce naprzeciwko niej było wolne. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu Draco, jednak nigdzie go nie dostrzegła.
Zastanawiało ją to, ponieważ w Durmstrangu nigdy nie było takiej sytuacji, by ktoś nie przyszedł na jakiś apel czy po prostu zwykły posiłek. Wiadomym było, że zostałby surowo ukarany za swoją nieobecność. Była prawie pewna, że w Hogwarcie było tak samo.
- Szukasz Draco? - zgadła niebieskooka. - Pewnie chłopaki go nie obudzili. To dość często się zdarza.
Kiwnęła głową. Pansy słysząc słowa Dafne, spojrzała się wrogo na Rosalie.
Dziewczyna spuściła nieco głowę, która wcześniej znajdowała się nieco w górze, w ramach poszukiwań Draco.
Napiła się herbaty i w pewnym momencie zaczęła się krztusić, z pewnego niemożliwego, a zarazem i oczywistego powodu - blondyn nagle zjawił się naprzeciwko niej. Nawet nie zauważyła, jak wszedł do sali.
Prychnął, widząc jej zaskoczenie, aczkolwiek skinął głową do Dafne, by klepnęła ją po plecach.
- Ja-jak ty tu? - wydukała kaszląc.
- Po prostu - wzruszył ramionami. - Za bardzo się zamyśliłaś.
- Menda... - fuknęła pod nosem.
- Coś mówiłaś? - zmarszczył śmiesznie brwi. - Bo chyba się przesłyszałem.
- Menda-  powtórzyła głośniej.
- Ja ci dam mendę - zaśmiał się cicho.
- Ha, ha, ha - udała śmiech - bardzo zabawny jesteś.
- No nie?
Dziewczyna przewróciła oczami. Powrócił Draco, irytujący ją. Teraz ponownie wlepiał w nią wzrok.
Po tym, jak minęło półtorej godziny, wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia.