poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział I.

- Panienko, już czas - do pomieszczenia weszła służka Amanda, młoda kobieta o czarnych, krótkich, kręconych włosach i niebieskich oczach, której cera była tak jasna, niczym ściana. Miała krwiste usta i ubrana była w typową dla pokojówek sukienkę.
Podeszła do wielkiego okna i odsłoniła bordowe zasłony, pozwalając świetle dostać się do pokoju.
Kolejną rzeczą, jaką zrobiła, było podejście do gigantycznego łoża i leżącej w nim młodej dziewczyny. Uśmiechnęła się delikatnie, a następnie zbliżyła do niej nieco.
- Panienko, pora wstawać - zwróciła się do długowłosej. - Musi panienka coś zjeść, ponieważ nie można przebyć tak długiej drogi z pustym żołądkiem!
Dziewczyna otworzyła swoje brązowe oczy powoli i nieco podniosła się na łokciach. Ziewnęła, zasłaniając sobie usta i spojrzała na służącą.
- Amanda - odezwała się do niej jeszcze zaspana - czy ja dobrze słyszałam, o jakieś podróży?
- Oczywiście! Zapomniała panienka? - kobieta złapała się za głowę nieco zawiedziona. - To wielki dzień! Nareszcie uwolniła się panienka od Durmstrangu i dziś trafi do Hogwartu, tak jak Pan pragnął.
- Pan? - podniosła jedną brew zaskoczona długowłosa. - Jaki pan?
Lustrowała ją podejrzliwie wzrokiem. Nigdy nie było w jej domu osoby, na którą zwracano się po prostu na "pan".
- Eh... - służka odwróciła swoje błękitne tęczówki w inną stronę, niż dotychczas spoczywały, po chwili zniechęcenia i rozmyślania, odparła pewnie i szybko - pan Victor oczywiście!
- Ojciec nie przepada za Hogwartem i nie wiąże z nim dobrych wspomnień, z tego co pamiętam - odpowiedziała dziewczyna podejrzliwie.
 - Zdaje mi się, że mimo wszystko pragnie, by jego córka kroczyła tymi samymi ścieżkami! - powiedziała z entuzjazmem, starając się wymigać od pełnej odpowiedzi.
- Nie sądzę - westchnęła brązowooka - ale niech ci już będzie. Uznajmy, że nie mam ochoty wchodzić do tej sfery.
Amanda odetchnęła z ulgą, po czym zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Gdy wypatrzyła rzecz, której poszukiwała, podbiegła do niej i wzięła ją do ręki.
- Panienko, co sądzisz o tej? Podoba ci się? Znalazłam ją dzisiaj w twojej szafie -  wskazała jej czarną sukienkę do kolan, z eleganckimi rękawami. Była dość prosta, czyli w stylu takim, jaki Rosalie lubiła najbardziej.
- Ładna - odpowiedziała, przyglądając jej się dokładnie.
- Założysz ją dzisiaj do pociągu! - oznajmiła Amanda, wieszając sukienkę na szafie.
- Czy nie jest nieco zbyt elegancka, jak na zwykłą podróż?
- Ależ nie! Jest idealna na taką okazję! Zresztą to ostatni dzień, aż do balu Bożonarodzeniowego, kiedy będziesz mogła nosić jakąś sukienkę! Przez resztę czasu będziesz miała na sobie szatę w kolorach domu, do którego zostaniesz przydzielona!
- Domy?
- Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw oraz Huffplepuff! Pan Victor chodził do Slytherinu! Ciekawe, gdzie ty się dostaniesz! Zdaje mi się, że tak jak twój ojciec. Masz raczej we krwi Slytherin.
- Tak...
- Trochę więcej radości, Rosalie... to znaczy panienko! - poprawiła się natychmiast, a następnie schyliła głowę, jakby ktoś miał ją ukarać. W domu Cressy zawsze panowała chłodna atmosfera oraz bardzo duża dyscyplina. Pan domu był poważnym, lecz nieco aroganckim człowiekiem, jednakże miał zawsze szacunek do swojej córki. Osoby znające go od lat, zdawały sobie sprawę z tego, że dawniej, za życia żony, był zupełnie inny. Kobieta jego życia, zmarła przy porodzie, pozostawiając mu córkę w opiece. Z czasem spoważniał i z tego ciepłego człowieka, stał się oschłym, starszym mężczyzną.
- Może być Rosalie - mruknęła pod nosem.
- Nie! - zaprotestowała służka. - Przepraszam panienkę, nie powinnam była..!
- Ale naprawdę, lepiej będzie, gdy zaczniesz mówić mi po imieniu - odparła - znasz mnie lepiej, niż ktokolwiek, jesteś dla mnie naprawdę bliską osobą.
- Miło mi, że tak panienka... to znaczy Rosalie, mówisz - uśmiechnęła się delikatnie. - A teraz niech panienka wstaje i ubierze się, a następnie zejdzie na śniadanie, gdzie panienki ojciec czeka.
- Amanda...
- To znaczy twój ojciec! - zaśmiała się nerwowo, a następnie wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą duże, ciężkie wrota.
Dziewczyna westchnęła i zeszła z łóżka. Boso podeszła do szafy i zdjęła z niej sukienkę, a następnie zaczęła rozpinać guziczki białej koszuli nocnej. Szybko przebrała się i weszła do łazienki. Zaczęła czesać swoje długie, brązowe włosy. Spojrzała się w lustro i zaczęła przyglądać samej sobie. W Durmstrangu nie miała zbyt wielu okazji, by oglądać samą siebie - zawsze był pośpiech, bo dzieliła pokój z innymi dziewczętami, a tak, to ciągle lekcje.
Oprócz pięknych włosów, miała duże, brązowe oczy i mały nosek. Jej cera była blada, tak, że bardziej już nie mogła. 
Odłożyła do pudełeczka szczotkę i wyszła z łazienki.
Usiadła na łożu i naciągnęła na nogi czarne podkolanówki, u góry z szarymi wstążkami. Następnie nałożyła skórzane lakierki, które po chwili zawiązała. Wstała z posłania i wyszła z sypialni.
Kroczyła korytarzami o ciemnym wystroju, aczkolwiek dobrze oświetlonymi. Zeszła po drewnianych schodach i ruszyła w lewo.
Weszła do wielkiej, przestronnej jadalni. Przy długim stole siedział już jej ojciec - mężczyzna w średnim wieku, o czarnej fryzurze, z nieco już posiwiałymi włosami. Ubrany w czarny garnitur, czekał przy posiłku podanym już na stole.
- Dzień dobry, ojcze - przywitała się i skinęła głową, później usiadła cicho i zaczęła jeść śniadanie, nie patrząc się na rodziciela.
- Witaj Rosalie - odparł oschle. - Dziś, o jedenastej Amanda zabierze ciebie na peron dziewięć i trzy czwarte, skąd trafisz do okolic Hogwartu. Tam będzie ktoś na ciebie czekać z nauczycieli lub starszych uczniów i zabierze cię do szkoły. Kolejno najprawdopodobniej przydzielą cię do któregoś z domu. Jakieś pytania?
Patrzył się na nią z kamienną twarzą, dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Miał do niej szacunek, ale nigdy nie zachowywał się, jakby byli rodziną. Jedyne co by wskazywało na to, że są ze sobą spokrewnieni, to to, że nazywała go "ojcem", mieszkali razem oraz to, że łączyły ich więzy krwi.
- Tak... - odpowiedziała cicho, a ten spojrzał się na nią wyczekująco. - Dlaczego musiałam się przenieść z dnia na dzień, do innej szkoły?
- Po tym co się wydarzyło, tak zadecydowałem. Zresztą po prostu chciałem zawsze, byś tam była - odparł po chwili zastanowienia.
- Ojcze, kiedy zawsze mówiłeś, że Hogwart jest zły! - podniosła nieco głos.
- Tak po prostu wybrałem i nie masz tutaj nic do powiedzenia. Tu chodzi między innymi o twoje bezpieczeństwo.
- Kiedy ja sobie bym poradziła w innej szkole!
- Uczniowie są pilnowani przez nauczycieli, jednych z najbardziej utalentowanych i najsilniejszych czarodziei, jakich świat widział. Pozwól, że ja zadecyduję o tym, czy sobie byś poradziła. Przypominam, że jesteś zaledwie na piątym roku.
- A jest ich siedem! - wtrąciła zirytowana.
- Daj spokój - odparł.
- Ojcze!
- Bez dyskusji - krzyknął gwałtownie walnął pięścią w stół, w wyniku czego dziewczyna podskoczyła.
Wbiła wzrok w blat ciemnego stołu, nie odzywając się już więcej. Zjedli posiłek w ciszy, gdy już skończyli, dziewczyna wstała, podziękowała za posiłek i wyszła, kierując się w stronę swojego pokoju.
Nim zdążyła wyjść z jadalni, odwróciła się jeszcze na moment do ojca.
- Do zobaczenia - odezwała się spokojnie.
- Tak, do zobaczenia - odpowiedział, nawet nie patrząc się na nią, a ta odeszła ze spuszczoną głową do swojej sypialni.
Gdy już znalazła się w pomieszczeniu, opadła na łóżko i skierowała wzrok w stronę wielkiego okna. Pogoda za nim, nie była piękna według ludzkich standardów, aczkolwiek jej się podobała - Słońce zasłaniały ciemne chmury i od wczesnych godzin porannych, zapowiadało się na deszcz.
Westchnęła i wstała z łoża, podeszła do komody, z której wyciągnęła swoją różdżkę, o rdzeniu włosa jednorożca.  Wzięła ją do ręki i zaczęła obracać w dłoni.
Machnęła różdżką i nagle mały kot siedzący na parapecie zmienił się w duże kocisko, które z pewnością nie było bezpieczne.
- Widzę, że wychodzą ci coraz lepiej zaklęcia niewerbalne - usłyszała łagodny, kobiecy głos.
Odwróciła się szybko i ujrzała Amandę, uśmiechającą się nieco.
- Przestraszyłam cię? Przepraszam - skłoniła się. - Chciałam tylko powiedzieć, byś schodziła na dół, ponieważ czeka na nas już samochód na dole.
- Ah... - mruknęła pod nosem Rosalie. - Już idę.
Schowała do kieszeni różdżkę i ruszyła za kobietą.
- Myślałam, że nie wolno wam używać różdżek poza szkołą... - zaczęła Amanda. - Nam nie pozwalano.
- Wam? Chodziłaś do Hogwartu? - Rosalie wytrzeszczyła oczy zaskoczona.
- Nie, nie... - zaprzeczyła niemalże natychmiast. - Po prostu się przejęzyczyłam.
Po tych słowach, zaśmiała się nerwowo, jednak nie sprawiło to, że niepokój Rosalie zniknął. Wręcz przeciwnie, nie wiedziała, że ktoś ze służby chodził do Hogwartu. W końcu była to wielka szkoła, o wielu osiągnięciach i rzadko kiedy ktoś trafiałby jako pokojówka do czyjegoś domu. Postanowiła na obecną chwilę nie wnikać, ale coraz bardziej zaczynała się zastanawiać, co takiego ukrywa służka. Była to już druga sytuacja tego dnia, że ukrywała coś przed nią, coś magicznego...
Założyła płaszcz i wyszły z posiadłości, przed którą czekał czarny samochód. Wsiadły do pojazdu, który po chwili odjechał z piskiem.
Po piętnastu minutach, znajdywały się już na pustym peronie i czekały na pociąg. Kobieta trzymała jej bagaże i nieco kiwała się stojąc.
- Cieszysz się, że wracasz do nauki? - Amanda próbowała zagaić rozmowę.
- Tak - odparła krótko.
- Trochę więcej optymizmu i entuzjazmu, Rosalie! - zaśmiała się służka.
- Jestem urodzonym pesymistą, jeśli o to chodzi.
- W ten sposób, to przyjaciół sobie nie znajdziesz... no dobra, ewentualnie jakichś gburków! - oznajmiła. - Powinnaś się bawić, póki możesz, nim zostaniesz...
Krótkowłosa zacięła się w pół słowa. Rosalie spojrzała się na nią wyczekująco.
- Kim zostanę?
- Nie, nie nic... pochrzaniło mi się co nieco! - odpowiedziała szybko kobieta.
- Powiedz mi, o co chodzi! - szatynka podniosła głos.
- O, twój pociąg jedzie, czas się pożegnać! - służka zignorowała jej wypowiedź i zaczęła pchać ją w stronę kolejki.
- Wpierw mi powiedz, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz! - zaprotestowała brązowooka.
- Nie, nie ważne panienko! Do zobaczenia! Mam nadzieję, że będziesz pisać!
Rosalie wsiadła na siłę do pociągu i korytarzykiem dostała się do pustego przedziału.
Nikt nie jechał razem z nią, zresztą nie było co się dziwić - kilka dni wcześniej, wspominano jej, że w czasie roku szkolnego zazwyczaj nikt do Hogwartu nie jeździł, a więc rzadko zdarzało się, by ktokolwiek podróżował tym kursem, aczkolwiek ten pociąg wciąż poruszał się po torach. Nie był to żaden problem, a jedynie umożliwienie dostania się do szkoły czy też do domu.
Patrzyła się przez okno dłuższą chwilę, aż w końcu zasnęła.

Wąż wił się po ciemnym drewnie, w jej stronę. Ta stała prosto, nie poruszając się. Zdawać się mogło, że zamieniła się w kamień. Czekała, aż stworzenie dojdzie do niej. Czuła strach, kto by się nie bał? Wiedziała, kto wcielił się w gada. Wiedziała również, co ją spotka, jeśli się sprzeciwi. Kropla potu spłynęła jej po czole, zacisnęła pięści, widząc jak wąż zbliżał się do niej coraz bliżej i bliżej. Przełknęła głośno ślinę i zamknęła oczy, czekając na śmierć. Usłyszała głośne syknięcie.

Otworzyła oczy, nie czując bólu. Była w przedziale. Rozejrzała się dookoła, by stwierdzić, że jest już na miejscu.
Wstała z kanapy i powoli, wciąż nieco otępiała wyszła z "pomieszczenia". Kroczyła wąskim korytarzykiem pociągu, by dojść do wyjścia, które znalazła jakąś minutę później.
Opuściła kolejkę i zaczęła szukać wzrokiem kogoś, kto przyszedł po nią na peron, tak jak mówił ojciec.
- Rosalie? - usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i ujrzała przed sobą kruczowłosego, starszego mężczyznę o surowym wyrazie twarzy i czarnych oczach. Był ubrany w czarną szatę i patrzył się na nią wyczekująco.
- Tak - odpowiedziała spokojnie.
- Severus Snape - przedstawił się zgorzkniale - nauczyciel eliksirów. Mam zabrać cię do Hogwartu.
Mówił krótko i zwięźle. Był oschły, opanowany i nieco zmęczony, lecz mimo wszystko teleportował ich do szkoły.
- Normalnie zapewne zostałabyś zabrana łódką, aczkolwiek jak dla mnie takie głupoty nie mają sensu, gdy grupa jest mniejsza - oznajmił.
Szli chłodnymi korytarzami, odpowiednio oświetlonymi. Skręcili w prawo, gdzie natrafili na kobietę w podeszłym wieku, w ciemnej sukni i czarnym kapeluszu, typowym dla czarownic.
- To jest profesor McGonagall - powiedział, wskazując na siwowłosą, a następnie zwrócił się do niej. - Pozostawiam Rosalie w twoich rękach.
Po tych słowach odszedł.
- Jestem Minerwa McGonagall, nauczam transmutacji, a ty zapewne jesteś Rosalie Cressy - zwróciła się do niej kobieta.
- Tak - odpowiedziała krótko.
- Jeśli zostaniesz przydzielona do Gryffindoru, będziesz pod moją opieką. Z tego co pamiętam, chodziłaś do Durmstrangu, zgadza się?
- Tak.
- Rozumiem...
Rosalie nawet nie wiedziała kiedy pojawiła się na niej szata Hogwartu. W pociągu miała na sobie jeszcze czarną sukienkę, a więc to nie mogło się tam wydarzyć. Podejrzewała, że z małą pomocą magii, szata znalazła się na niej.
- Zapraszam cię do sali głównej - powiedziała profesor. - Tam tiara zadecyduje, w którym domu się znajdziesz.
Dziewczyna skinęła głową.
Siwowłosa pstryknęła palcami, a po chwili wrota otworzyły się, ukazując wielką aulę pełną uczniów, którzy wtedy skierowali wszyscy wzrok na Rosalie.
Szatynka przełknęła głośno ślinę i weszła zaraz za nauczycielką do salonu.

~*~
Witam Was wszystkich na moim nowym blogu, pierwszym o tematyce Potterowskiej. 
Co mogę powiedzieć o opowiadaniu? W głowie mam już cały zarys tej historii, tak więc pewnym jest, że nie będę tysiąc razy zmieniać zdania co do zakończenia. 
Dlaczego postanowiłam pisać bloga, o wątku Draco x OC? Po prostu jest on moją ulubioną postacią, o której lubię rozmyślać i tak spod mojego pióra zaczyna wychodzić powoli Rosalie x Draco. Zwiastun możecie zobaczyć w zakładce "o blogu", nie mam raczej jakiegoś wielkiego talentu w tej kwestii, ale zdaje mi się, że wyszedł naprawdę nieźle, a przynajmniej mi się podoba.
Będzie to raczej romansidło pełne akcji i humoru, tak więc mam nadzieję, że potraktujecie to jak "niepotrzebne skreślić", gdyż romans niekoniecznie będzie wprowadzony od początku, czy też nie będzie niczego w stylu, że w dziesiątym rozdziale zaczną się paringi i kolejne czterdzieści, będzie o tym, jak to bardzo się oni kochają. NIE, NIE I JESZCZE RAZ NIE. Nawet nie chcę Wam zdradzać, czy oni ze sobą będą czy też nieee. To znaczy ja bym bardzo chętnie powiedziała Wam, jednak nie chcę psuć niektórym zabawy, jeśli takowa wystąpi.
Chwila, chwila! Nawet się nie przedstawiłam. Możecie nazywać mnie Amy. c:
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie, mam nadzieję, że weźmiecie pod uwagę to, że jestem początkującą autorką.
Jeśli jesteś w wersji komputerowej i chcesz skomentować post, musisz pojechać nieco do góry i kliknąć obok autora liczbę zamieszczonych komentarzy. c:
`Amy

6 komentarzy:

  1. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, Białko :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, witam :D
    To jest twój pierwszy blog o tematyce potterowskiej? Jakoś wierzyć mi się nie chce, ponieważ mimo tego, że dopiero zaczynasz piszesz niezwykle ciekawie. Chociaż jestem głównie za dramione to Draco w wersji z OC może być ciekawe. Z tego co przeczytałam nie zauważyłam rażących błędów.
    Czyżby dziewczyna miała trafić do Slytherinu? :D Wtedy na pewno poznałaby Draco :)
    Czekam na ciąg dalszy i mam szczerą nadzieję, że szybko wstawisz kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i ściskam serdecznie, Arabella
    wojenne-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj!
      Bardzo się cieszę, że Ci się podoba! ^^
      Na pewno zajrzę później do Ciebie!
      Również pozdrawiam ściskam serdecznie, Amy.

      Usuń
  3. Blog zapowiada się fajnie. Jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja. Czekam na next :)
    lost-prince-and-rebellious-princess.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Mam nadzieję, że nie zawiodę! Później na pewno wpadnę do Ciebie! ^^

      Usuń
  4. 27 yr old Systems Administrator II Margit McCrisken, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like Major League and LARPing. Took a trip to Historic City of Meknes and drives a Ferrari 250 GT SWB Speciale Aerodinamica. Sprawdz to

    OdpowiedzUsuń